|
|
x. Władysław Szcześniak Protestantyzm
Wielki
przewrót religijny XVI w. niesłusznie nazwali jego twórcy reformacją. Była-to
raczej najprostsza i najzwyklejsza rewolucja. Chrystianizm
w Średnich wiekach zjednoczył ludy chrześcijańskiej Europy w jedną wielka
rodzinę pod jednym ojcowskim zarządem. W tej chrześcijańskiej Rzeczypospolitej
panowało prawo chrystusowe i stały porządek w rodzinie, w cechach
rzemieślniczych, w gminach, w państwach. Kwitło rolnictwo, kupiectwo i
przemysł, coraz widoczniej rozwijały się nauki i sztuki piękne, i najpiękniejsze
można było słusznie mieć nadzieje na przyszłość — gdyby takowych nie złamały czasy
nowe swym nawskroś odmiennym charakterem. Wzrosły gwałtownie okazujące się
od dawna zarodki zniszczenia, wystąpiły na jaw dawne i nowe burze. Nowe
zarządzenia, same w sobie często dobroczynne, wstrząsnęły od dawna przyjęty porządek.
Zaprowadzenie urządzeń pocztowych, rozwiązanie średniowiecznego rycerstwa,
wynalazek prochu strzelniczego, zaprowadzenie wojsk stałych, wynalazek druku,
odkrycie nowych lądów, wznowienie staroklasycznej literatury z jej pogańskim
szczególnie duchem, zaprowadzenie absolutyzmu monarchicznego w Anglii i w państwach
romańskich, osłabienie władzy królewskiej w Polsce, na Węgrzech i u ludów
germańskich, — wszystko to naraz wywołało wrzenie w umysłach, wznieciło
nadmierny pociąg do wszystkiego co nowe, a nieufność do wszystkiego co
stare, wstrząsnęło wypróbowanymi dotychczas instytucjami, obudziło nowe
pragnienia, zrodziło niezadowolenie powszechne, wyśrubowało miłość własną i
osobistą wartość poszczególnych osobników ponad powagę ogółu, wywołało
nieporządny popęd do wolności i swobód, z brutalną bezwzględnością odsłoniło
mniej lub więcej ukryte dotychczas słabości i braki, te ostatnie złośliwie
powiększało, zmniejszało zaufanie i poszanowanie względem duchownych i
świeckich zwierzchności, a w końcu wstrząsnęło zasadą powagi [autorytetu]. Tym
sposobem epoka owa, stojąca na rozdrożu średnich i nowych wieków, zapowiada
erę burzliwą i nosi w swym łonie zarodek religijnego, politycznego i
społecznego buntu, — jest we wszystkich kierunkach rewolucyjnym okresem czasu,
dążącym do powszechnego przewrotu 1). Naraz,
w tę fermentującą, łatwo zapalną masę rzuca Luter skrzącą iskrę religijnego
buntu i roznieca naprzód gwałtowny pożar rewolucji religijnej. Rewolucją
bo jest — i niczym innym — tak zwana kłamliwie Reformacja. Ona-to
zburzyła wielką chrześcijańską rzeczpospolitą, ona rozerwała jedność religijną
i na strzępy rozbiła dawny porządek świata, słowem we wszystkich kierunkach
wywróciła wszystko do góry nogami. Znacząco też ale bardzo słusznie mówi o niej
protestant Droysen: „Nie było nigdy rewolucji, któraby się głębiej niż ta w
umysły ludzkie zaryła, straszniej burzyła i niemiłosierniej sądziła. Jakby za
jednym uderzeniem młota wszystko zostało rozwiązane i na łup powątpiewania
oddane, naprzód w dziedzinie myśli ludzkich, a później z błyskawiczną szybkością
we wszystkich stosunkach, we wszelkiej karności i porządku. Zarówno rzeczy
duchowe jak świeckie wyszły z karbów i chaosowi uległy” 2). Historyk
ten nazywa dalej reformację „eine Revolution in entsetzlichster Gestalt,”
rewolucją w najokropniejszej postaci, z której wyrodził się
„przerażający nieład i zamieszanie.” Tak
samo sądzi reformację wielu innych protestantów, Stwierdza to generalny
superintendent, Dr. Carus, przy omawianiu odnośnego do tego przedmiotu pisma (Pr.
Jonas, Revolutionär oder Reformator? Was war Luther? Eberswalde 1883).
Protestancki ten dygnitarz powiada 3): „W omawianym przez nas piśmie
znajdujemy gruntowne wyjaśnienie starego, a zawsze na nowo się wyłaniającego, i
niestety słabe niektóre w ewangelickim Kościele umysły w błąd wprowadzającego
zarzutu, jakoby dzieło naszego reformatora nosiło na sobie cechę rewolucyjną.”
Ostatnie te słowa wyglądają na żart ze strony pana Generalnego-Superintendenta.
Przeciwnie bowiem, pismo rzeczone jest bardzo powierzchowne i jednostronne;
wątpimy nawet, czy ono zdolne będzie zadowolić nawet „niektóre tylko umysły w
Kościele ewangelickim.” Łatwo przekonać się o tym, skoro się porówna z tym
pismem inne pisma, z przeciwnego, katolickiego
punktu widzenia omawiające tę sprawę, jak np. frankfurckie broszury: Ibach’a,
Der Socialismus im Zeitalter der
Reformation (1880) i Zimmerle’o, Reformation und Revolution
(1881), opracowane jako dopełnienie historii reformacji Janssena. Gruntowniej,
aniżeli pr. Jonas, przedstawia tę sprawę Stahl w znanej swej książce „Der
Protestantismus als politisches Princip” (1883), ale rozumowania Stahl’a mocno
ubezwładnia krytyka Döllingera w Kirche und Kirchen. Papsthum und
Kirchenstaadt. Już
w 1851 r. Civilta cattolica, jedno z najpoważniejszych pism katolickich,
gruntownie wyjaśniło omawianą tu kwestię w szeregu artykułów o historycznym
pojęciu wieku ostatniego (1750 — 1850), czyli o politycznej fazie
protestantyzmu w Europie. Udowodniono tam mianowicie, że reformacja, czyli
protestantyzm, dzięki właściwej sobie zasadzie o wyższości rozumu osobistego
ponad powagę, w dalszym następstwie z konieczności prowadzi do rewolucji
w dziedzinie wiary, filozofii i polityki, jak to widocznie okazały dzieje osiemnastego
i dziewiętnastego stulecia. W 1854 r. v. Radovitz ogłosił odpowiedź na książkę
Stahl’a, a w ostatnich czasach Hohoff, łącząc wywody Döllingera z rozumowaniami
Civilta cattolica, pod napisem Protestantismus und Socialismus,
1882, ogłosił historyczno-filozoficzny pogląd na rozwój protestanckiej
zasady przewagi indywidualizmu osobistego ponad wszelką powagę, a w 1887 wydał
bardzo cenne dzieło p. n. Die Reformation seit dem XVI Jahrh. im Lichte der
neuesten Forschung, w którym „ciągle z dowodami w ręku i własnymi słowami
najpoważniejszych protestanckich i wolnomyślnych pisarzy, najkompetentniejszych
i niepodejrzanych przywódców” na jaw wyprowadza i najoczywiściej udowadnia
rewolucyjny charakter reformacji w jej dalszym rozwoju i w jej skutkach,
zwłaszcza na polu życia społecznego. Wreszcie
zwrócić musimy uwagę na pewien fakt bardzo charakterystyczny, który warto jest
wyrwać z zapomnienia. Przy sposobności mianowicie ostatniego jubileuszu Lutra
w 1883 r. wszystkie nieomal radykalne pisma w Niemczech, we Francji i a
zwłaszcza we Włoszech, jawnie przedstawiały i wielbiły Lutra nie tylko jako
przesłańca i patriarchę wolnodumstwa, ale nadto jako głównego pioniera zasady
rewolucyjnej, polegającej na najwyższym zwierzchnictwie każdego z osobna
umysłu ludzkiego. Mogą żałować tego prawowierni protestanci, ale nikomu nie
mogą odmawiać prawa nazywania Lutra i podobnych mu reformatorów rewolucjonistami,
gdyż Reformacja ich w swej podstawowej zasadzie była niczym więcej, tylko najwyraźniejszą
i najczystszej krwi rewolucją. Dla
usprawiedliwienia wobec świata rewolucyjnego dzieła t. zw. reformatorów XVI w.
uczeni i nieuczeni akatolicy powołują się krzykliwie na ciężkie rzekomo
nadużycia ze strony Kościoła i jego przedstawicieli, którym tamę miała jakoby
położyć t. z w. reformacja Lutra. W odpowiedzi na to mniemanie warto
rozpatrzyć choćby kilka częściej słyszanych zarzutów. 1.
Same tylko nadużycia nie są w stanie moralnie usprawiedliwić rozdziału, jaki
zaprowadziła t. z w. reformacja pomiędzy dziećmi jednego Kościoła. Słabi i źli
ludzie mogą nadużyć i zwyrodnieć każdą najświętszą nawet i najszacowniejszą instytucję,
która się łączy ze słabą i do złego skłonną naturą ludzką. Alboż-to odwieczne instytucję
małżeństwa, rodziny, królestwa i t. p. w kolei wieków nie ulegały przeróżnym i
licznym nadużyciom? A przecież, komuż przyjdzie do głowy oskarżać z tego powodu
i odrzucać same te instytucję, pod pozorem jakoby one same w swej istocie zwyrodniały
i przepadły? Prawda, że i wielka owa boska instytucja Kościoła, niższą swą
częścią ziemi dotykająca i w grzesznej ludzkości swój podkład mająca, może być
w swych świętościach nadużyta, i rzeczywiście mogła się użalać na wiele i
wielkich w swym łonie nadużyć. Ale ktoby z powodu tych nadużyć, choćby one
nawet tysiąc razy były liczniejsze i większe, chciał Kościół katolicki odrzucać;
i odeń się z ich powodu odłączać, ten bardziej jeszcze musiałby, logicznie
myśląc, zwalczać i odrzucać małżeństwo, rodzinę i królestwo. Skoro zaś tego
rodzaju postępowanie żadną miarą moralnie usprawiedliwićby się nie dało,
owszem jako lekkomyślne przez, wszystkich uznaneby było, to zaprawdę fatalną
oddają „reformacji" przysługę ci, co chcą zapoczątkowane przez się
odrzucenie katolickiego Kościoła i całkowite z nim zerwanie usprawiedliwić
prze-de wszystkim lub wyłącznie względami na rzekome nadużycia kościelne.
Jakoż, 2.
Rzeczywiście rozdział religijny „nie nastąpił wskutek nadużyć w Kościele,”
powiada słusznie Döllinger 4), „gdyż Kościół zawsze uznawał
obowiązek i konieczność usuwania tych nadużyć, i tylko trudność samej sprawy, a
przy tym bardzo uzasadniona obawa, aby razem z kąkolem nie wyrwać pszenicy,
opóźniła na czas jakiś rzeczywistą przez Kościół dokonaną reformację. Same
nawet protestanckie Kościoły potępiają rozdział Kościoła z powodu samych
jedynie nadużyć w życiu kościelnym. Rozdział przeto nastąpił z powodu samej
nauki, powszechne zaś niezadowolenie ludu, osłabienie powagi kościelnej przez
poprzednie nadużycia utorowało tylko drogę nowej protestanckiej wierze.” Zaiste,
nie przeciwko samym tylko nadużyciom zwróciła się „reformacja;” napadła
ona wprost na samą boska instytucję Kościoła i na jej dogmaty, napadła na samo
istnienie Oblubienicy Chrystusowej, która przecież nigdy, podług
obietnicy Chrystusowej, a zatem i wówczas w błędzie się znajdować nie mogła.
Nie trzeba nigdy zapominać, co powiedział sam Luter: „Napadałem na istotę, substancję
i naukę papiestwa. Nie zwalczałem bynajmniej samych tylko moralia albo
samych tylko nadużyć, alem wprost schwycił papieża za kark i za gardło,
i to przez dwadzieścia lat uczciwie czyniłem, tak iż powaga jego i władza w
Kościele przez ducha ust pańskich upadła i znikła, a papież ten nie znajduje
już żadnej obrony ani nawet nadziei, chyba w mieczu świeckim” 5). 3.
Nadużycia kościelne z czasów reformacji są po części zmyślone przez stronnicze
dziejopisarstwo, po części zaś nad wszelką, miarę przesadzone. Zauważymy tu
tylko w ogólności, że owe nadużycia, podług sposobu przedstawiania ich przez
okrzyczane liberalne dziejopisarstwo, przetwarzają się w grubą i ponurą chmurę,
która miała jakoby już od wielu wieków, przez ciąg całego średniowiecza, grożąc
nieszczęściem i zepsuciem, nad ludzkością zawisła. Tak więc historyczne to
kłamstwo w kołach protestanckich wyrosło na aksjomat, że dopiero z powstaniem reformacji
zbawienne słońce wzeszło ponad ludami. Przedtem zaś, tak się mówi
przynajmniej, panował zabobon i smutny przymus duchowy, a po „Reformacji” —
czyste słowo prawdy i światłości ducha. Przed nią istniała niewola rozumu i
wolnej myśli, po niej zaś — swoboda myśli i ducha; przed nią panowało
nieokrzesanie w mowie, w poezji i w sztuce, po niej rozkwit mowy ojczystej, poezji
i odrodzonej przez nią starożytności; przed nią upadek religijny i
rozkiełznanie obyczajów, po niej — świeże radosne życie wiary i ewangelicznej
pobożności; przed nią bieda społeczna, ucisk i nędza, po niej — wolność i
samoistność ludów, gmin i poszczególnych jednostek. Takie
są barwy, w których od wieków przedstawiają historyczny obraz narodu
niemieckiego przed t. zw. Reformacją. Ale rozumny i rzeczy świadomy katolik
jest przekonany, że to są barwy zwodnicze i kłamliwe, a w tym przekonaniu
umacniają go niektórzy sumienni i prawdomówni badacze protestanccy, jak Böhmer
np., Leo, K. Ad. Menzel i in. Ze strony katolickiej, odnośnie do wieku
bezpośrednio poprzedzającego reformację i najbardziej spotwarzanego, sąd zupełnie
odmienny a na źródłach oparty wydają tacy historycy, jak Möhler 6),
Gröne 7), a w czasach najnowszych Janssen w swej wielkiej historii
narodu niemieckiego i Knöpfler 8). Szczególniej wielką przysługę w
wyświetleniu odnośnej prawdy historycznej oddał ludzkości historyk Janssen,
który w pierwszym tomie swego pomnikowego dzieła wykazuje pocieszające
rezultaty w dziedzinie życia religijno-moralnego, w zakresie nauki i sztuki, w
zakresie szkolnictwa ludowego a zwłaszcza gospodarstwa narodowego, —
rezultaty, oparte na niezaprzeczonych dowodach, wobec których nawet nieliczni
literaccy przeciwnicy Janssena przyznają, że ten historyk przeciwstawieniem
tych danych dotychczasowym protestanckim opisom owego przedreformacyjnego
okresu czasu prawdzie historycznej wyświadczył przysługę nigdy nie zapomnianą.
W jesieni r. 1883 liberalny dziennik „Strassburger Post" tak pisał
o pierwszym tomie Historii Janssena: „Janssenowi nie wystarczają oklepane
pojęcia, jakie sobie dotychczas wytwarzano na obydwóch wyznaniowych półkulach o
owym bardzo omówionym okresie czasu... Wszędzie w tej książę czuć, że autor jej
dąży tylko do tego, aby wykryć prawdę i dać dokładniejszy obraz czasu od
początków średniowiecza, aniżeli to dotychczas uczyniono. Że zaś istotnie taki
nam daje obraz... jużeśmy w krytyce niniejszej wykazali. Zwłaszcza daje nam
autor nieoszacowane mnóstwo charakterystycznego i starannie oczyszczonego materiału
odnośnie do stanu oświaty, literatury i gospodarstwa narodowego owej epoki
czasu, a bezstronnym badaniom otwiera obfite źródło historycznej prawdy i
jasności.” — Berlińskie czasopismo „Literar. Merkur" (3 Jahrg. n. 4)
taki znów sąd o tym wydaje: „Janssen daje nam obraz owych dni minionych, w
którym niczego nie brak z przedmiotowości i dyplomatycznej wierności.” —
Wreszcie, w berlińskich „Jahresberichten der Geschichtswissenschaft” (1880,
str. 606) powiedziano: „Zanim przystępuje (Janssen) do dziejów Maksymiliana I,
przedstawia obraz życia Niemiec w okresie przejściowym od Średniowiecza do
czasów nowych — obraz najzupełniejszy i najwierniejszy, jaki narysowano kiedykolwiek
dotychczas." A ten właśnie Janssen niezbitymi dowodami historycznymi i
nieubłaganą logiką rozumowania w puch rozbija wszystkie zarzuty o nadużyciach
kościelnych w okresie przed-reformacyjnym.” Niezliczone
deklamacye na temat nadużyć kościelnych, jak również jaskrawe rzekomo
historyczne obrazy o „grubej ciemnocie,” „bezdennem zepsuciu” i
„najzgubniejszym wpływie” Kościoła katolickiego, były i są potrzebne
protestantom dla tym lepszego uwydatnienia t. zw. „owoców i dobrodziejstw” ich
reformacji. Tymczasem rzekomym nadużyciom kościelnym protestanci ze swej
strony nic przeciwstawić nie mogą. I owszem, wszystko co zdziałała „reformacja"
było i nadużyciem i rewolucją, a jak świadczy sam Luter i jego zwolennicy, o
żadnych „owocach i dobrodziejstwach” reformacji mowy być nie może. Na dowód
przytoczymy szereg faktów, wyjętych z odnośnych dzieł Döllingera, Riffela,
Janssena, K. A. Menzela, i in., których ilość nieskończenie zwiększyć-byśmy
mogli. Dodamy przy tym niektóre inne mniej powszechnie znane świadectwa, ze
wskazaniem źródła, z któregośmy je zaczerpnęli. Luter
chce (między innymi rzeczami) „odzyskać piękno życia rodzinnego,” ten sam
Luter, który nie tylko wyszydzał Bogu poświęcone dziewictwo, ale który
chrześcijańskiemu życiu rodzinnemu odmawiał nawet cechy sakramentalnej,
mówiąc, że małżeństwo „jest tak samo na zewnątrz rzeczą cielesna, jak każde
inne światowe rzemiosło.” Dobrze jest przy tym przypomnieć sobie, jak
„reformator” ten częstokroć się wyrażał o małżonkach, dziewicach, Aswerusie,
Vasti i Esterze 9). Jakie zaś „owoce” wydawała już wówczas tego
rodzaju nauka Lutra, przekonać się można z listu, pisanego doń przez Herzoga
Jerzego Saskiego „w Niedzielę Invocavit 1526 r.” W liście tym taki
znajdujemy obrazek moralności „reformowanej”: „Kiedyż więcej zdarzyło się świętokradztw,
jeźli nie od chwili wystąpienia twej Ewangelii? Kiedy zaszło więcej buntów
przeciwko władzy, jeśli nie od twej Ewangelii? Kiedy się zdarzyło więcej łupieztw
ubogich domów bożych? Kiedy spełniono więcej złodziejstw i rozbojów?
Kiedy było więcej zbiegłych mnichów i mniszek w Wittemberdze, jeśli
nie teraz? Kiedy mężom zabierano żony i inne natomiast dawano, jak się to teraz
dzieje w twej Ewangelii? Kiedyż więcej zdarzyło się potargania węzłów
małżeńskich, jeśli nie od czasu, kiedyś napisał: „gdzie żona... wtedy może ona
pójść do innego..., tak samo niech czyni i mąż nawzajem”? Tego dokonała twoja
Ewangelia, któraś ty rzekomo z pod ławy wyciągnął” 10). Że
książę Jerzy Saski miał słuszność to mówić, stwierdza sam Luter na
niezliczonych miejscach swych pism i listów: „Im dłużej się przepowiada
Ewangelia (to znaczy nauka jego o usprawiedliwieniu), tym głębiej toną ludzie w
chciwości, wyniosłości i przepychu.” — „Siłą tej nauki świat im dłużej tym
gorzej będzie.” „Nasi Ewangelicy siedmkroć są teraz gorsi, niż przedtem bywali.
Od czasu bowiem, jak przepowiada się ta Ewangelia, kradniemy, kłamiemy,
oszukujemy, żremy i pijemy, i wszelkiego rodzaju zbrodni popełniamy. Skoro
jeden diabeł przez nas wypędzony został, jego miejsce siedmiu innych gorszych w
nas wstąpiło, jak to widać po książętach, panach, szlachcie, mieszczanach i
chłopstwie, jak oni teraz postępują bez żadnego wstydu, bez żadnego względu na
Boga i Jego groźby.” – „Nikt się Boga nie boi, wszystko swawolne – czeladź,
chłopstwo, rzemieślnicy, czynią co im się podoba. Nikt kary nie wymierza, każdy
żyje podług swej woli, plugawi i oszukuje drugiego.” Czyżby
zaś to miało być odzyskaniem piękna życia rodzinnego, ponownie zdobyta
moralnością ludu? W
dwadzieścia lat po śmierci Lutra wydał Aurifaber t. zw. Tischreden swego
mistrza, i w przedmowie daje następujący obraz smutnego stanu protestantyzmu:
„Gdyby-śmy, my Niemcy, powiada, nie byli tak ślepi jak kreci, powinnibyśmy
uznać to niewypowiedziane dobrodziejstwo boże, i owszem, gdyby-śmy mieli
cienką delikatną skórkę na naszym sercu, i gdyby nam na nie diabeł nie naciągnął
skóry niedźwiedziej oraz nędznej dzikiej skóry świńskiej, której nie tylko
przebić ale nawet ukłuć nie można, to-byśmy chętnie rozważali to dziwne
wyswobodzenie, gdyż jakby od ciemności egipskich uwolnieniśmy zostali spod papiestwa.
Tymczasem zaś diabeł wrogim się okazuje tym skarbom boskiego słowa. Pobożni
przeto predykanci powinni nad nim czuwać i od przekręcania go bronić. Ale wy
jesteście psy nieme, które nie szczekały; inni znów tak samo walczyli przeciw
słowu bożemu jak dawni nauczyciele, których uważają za wichrzycieli, za
niespokojne, uparte głowy, rozsiewali niepotrzebne spory, obsypywali obelgami i
bluźnili temu słowu, dlatego stali się każdemu nienawistni i bardzo
prześladowani. Zaczęły również uniwersytety i szkoły na Ewangelię napadać!, i
na boskiego słowa naukę żadnej nie zwracać uwagi. Przyszli też politycy,
juryści i dworacy i chcą Kościołem rządzić, a rzeczy wiary tak samo jak rzeczy
tego świata układać, tak iż obecnie oczami naszymi patrzymy na przekręcanie i
upadek nauki Lutra, oraz na burzenie dobrze urządzonego Kościoła w Niemczech;
przepowiedział to Luter za życia.” Przytoczywszy zaś niektóre z tych
przepowiedni Lutra, Aurifaber mówi dalej: „I w tym był on prorokiem; gdyż nauka
jego jest teraz wzgardzona, i taki nastąpił nią przesyt i znudzenie na ziemi
niemieckiej, że prawie niechętnie imię jego się słyszy i świadectwa ksiąg jego
się lekceważy. I przyszło już niestety do tego, że trzebaby jasne szkła nałożyć
i daleko widzieć, by naukę Lutra, Wyznanie Augsburskie i Apologię, item
Artykuły Szmalkhaldzkie we wszystkich ziemiach niemieckich w całej czystości i
nieskażoności spostrzec.” Im dalej zaś w czasie od źródła swego odsuwało się
luterstwo, tym głośniej słychać było skargi i narzekania na małe przejmowanie
się „Ewangelią.” „W początkach, powiada protestant Milichias, „gdy się
uwalniano od brzemienia antychrysta, gdy burzono klasztory i dobra kościelne,
przyjemna i mila była Ewangelia; ale skoro tylko ukończono obdzieranie
Kościołów, znudzono się już Ewangelią” 11). Ponure
też bardzo są własne narzekania Lutra na stan wychowania młodzieży w owych
czasach, kiedy jeszcze wszędzie wielbiono imię i naukę Lutra: „Kiedym jeszcze
był młody (t. zn. za, czasów papiestwa w Niemczech), przypominam sobie, że
większość ludzi nawet bogatych piła wodę.... Teraz zaś przyzwyczajają nawet
dzieci do wina, do mocnych win zagranicznych, a nawet do win destylowanych i
przepalanych, które nawet na czczo pijają.”— „Nawet między młodzieżą zakradł
się bez żadnego wstydu (występek pijaństwa), który od starszych przejęła i tak
się zaraz w swym pierwszym rozkwicie sromotnie, swawolnie i niepowściągliwie zepsuła,
jak zboże gradem i ulewą stargane.” — „Diabli nadali, że teraz ten młody świat
jest taki pusty, dziki i nieokiełznany, że z niego nędzne diabelskie syny
wyrosną.” — „Powszechne dziś jest niestety utyskiwanie na nieposłuszeństwo i
pychę młodego pokolenia, i to ogólnie we wszystkich stanach.”—„Nic nie wiedzą,
co to jest słowo boże, chrzest, komunia św., wałęsają się w głupocie swojej, są
dzicy i nieokrzesani, rosną w swawoli i grzechu.” — Wychowanie dzieci Jest tak
złe, że pożal się Boże; żadnej uczciwości ani karności; rodzice zostawiają
dzieciom wszelką swobodę, żadnej obawy w nie tchnąć nie umieją; matki nie
doglądają swych córek, na wszystko im pozwalają, nie karzą ich, nie uczą ich
żyć nie już moralnie ale nawet uczciwie.” Dalsze
dane o „protestanckich obyczajach, wytworzonych przez „czystą Ewangelię,”
podają sprawozdania z wizyt, dokonywanych w Saksonii w latach 1527—1528 i
1533—1534. Doskonaleni, źródłowym świadectwem o „owocach i dobrodziejstwach”
luterskiej reformacji, mającej rzekomo usunąć nadużycia kościelne, są ustawiczne
skargi wizytatorów na „lżenie słowa Bożego,” na „przyrost bezbożności”, na
„nieokrzesanie, rozpustę i niemoralne życie członków gmin protestanckich”, na
„smutny upadek życia małżeńskiego”, i t. p. rzeczy, które obrońca Lutra,
Kurfirst Saski, nazywa „rozpaczliwym stanem”" rzeczy. Ale
cóż się działo w Wittemberdze, owej metropolii ówczesnej protestantyzmu?
Możnaby przypuszczać, że tu, gdzie działał sam „twórca moralności
protestanckiej”, w szczególny jakiś sposób uwidoczniły się i dojrzały owoce i
dobrodziejstwa reformacji. Dosyć wprawdzie i aż nadto było owoców, ale jakich?
Otóż w r. 1545, a zatem kiedy już od dawna źródło „czystego słowa” zraszało widnokrąg
Wittembergi, a słońce nowej Ewangelii od trzydziestu już lat blisko zsyłało swe
ciepłe, ożywcze i jasne promienie na „gminę świętych”, pisał Luter o
Wittemberdze do swojej Kasi, że „chciałby już nigdy nie wracać do tej Sodomy i
Gomory”, że wolałby raczej pójść o żebraczym kiju i dziadowski chleb spożywać,
aniżeli swe ostatnie dni nędzne „niegodziwymi istotami w Wittemberdze dręczyć
i zanieczyszczać.” Nadto sam Luter powiada, że Nowochrzczeńcy główny swój
argument przeciw nauce luterskiej biorą z niemoralności Wittemberczyków. Następnie, wychwalano Lutra
jako szczególnego dobroczyńcę i krzewiciela szkół, zwłaszcza ludowych. Ale
niestety, i te „owoce” reformacji rozwijają działalność wręcz przeciwną tej, w
jaką nam zwolennicy Lutra wierzyć każą. Narzekania Lutra na upadek oświaty
ludowej i szkół w ogólności jest tak różnorodne i niedwuznaczne, że
najuczeńsza nawet egzegeza nie byłaby zdolna coś przeciwnego z nich
wywnioskować. Wszędy dziś po ziemiach niemieckich, skarży się Luter, po
zniesieniu klasztorów i instytucji kościelnych, spokojnie rozpadają się szkoły;
nikt już dziś nie chce dzieci uczyć i do nauki zaprawiać. „Codziennie dzieci
się rodzą u nas i wzrastają, a niemasz nikogo, ktoby się zajął teraz biednym młodym
pokoleniem i kierował nim; dozwalamy rzeczom iść dalej tą drogą,
jaką idą.” Charakterystyczne
jest także dla owego „niegdyś a teraz” następujące wyznanie Lutra: „Dawniej,
gdy jeszcze służono diabłu i krew Chrystusowa haniebnie zbeszczeszczano, wtedy
wszystkie mieszki z pieniędzmi stały otworem, i miary żadnej nie było ofiarom
na kościoły, szkoły i wszelkie obrzydliwości. Teraz
zaś kiedy prawdziwe szkoły i prawdziwe kościoły trzeba stawiać, a nawet nie
stawiać, tylko w budynkach utrzymywać... to wszystkie mieszki żelaznymi
łańcuchami są pozamykane, tak iż nikt ofiar dawać nie może.” Do
tego wymownego wyznania dodajemy pewien ustęp z urzędowego sprawozdania
protestanckich wizytatorów okręgu Wittemberskiego w latach 1533—1534: „W zastanawiający
też sposób ubyło szkół miejskich, które mieszczańskim i włościańskim dzieciom
dostarczały prócz nauki materialnej opieki.” — Kronika miasta Hof powiada:
„Około r. 1525 zaczęły szkoły upadać, tak iż nikt dzieci swych nie chciał do
szkoły posyłać i uczyć kazać, gdyż z pism Lutra dowiedzieli się ludzie, że
klechy i uczeni lud nędznie zwodzili.” I
obecnie też nie lepiej się dzieje w ludowych szkołach protestanckich,
noszących nazwę i stojących pod „dobroczynnym wpływem” „wielkiego Reformatora.”
Protestant Oehninger w książce swej Die Principien des Prolestantismus skarży
się na odchrystianizowane szkoły w protestanckich dzielnicach Niemiec i powiada:
„Biblia nie weszła w ciało i krew naszego ludu. Poznaje on ją tylko bardzo
niewiele, a niedojrzała młodzież czyta ją tylko dorywczo. Wobec destrukcyjnych
czynników czasu lud nasz stoi bezbronny, płytkie zaś wykształcenie szkolne,
nędzne piśmiennictwo dziennikarskie i powieściowe podsycają tylko
powierzchowność charakterów, lenistwo myśli, lekkomyślność, łatwowierność,
zmysłowość. Serce zubożało, sumienie przepadło i t. d. Wobec tego zepsucia
Kościół przestał być już siłą leczniczą!” Luter
ma być też podobno przyjacielem, obrońcą i zwolennikiem niemieckich
uniwersytetów. Ale czyż-to nie Luter nazywał uniwersytety jaskiniami morderców,
świątyniami Molocha, synagogami zepsucia i lupanariami Antychrysta? Wszak
nawet z kazalnicy głosił w 1521, że „szkoły wyższe zasługiwały na to,
aby je wszystkie na proch zmiażdżyć; od początku świata nic piekielniejszego i
diabelniejszego na świat nie przyszło i nie przyjdzie!” Fakt-to historyczny i
najpewniejszy, że początek powodzenia Lutra był początkiem upadku wszystkich
uniwersytetów niemieckich. Naprzód zachwiały się uniwersytety, znajdujące się
bliżej „nowej Ewangelii,” Erfurcki i Wittemberski. Sam nawet Melanchton w
poufnych listach o teologach Wittemberskich, a w ich liczbie o Lutrze, powiedział,
że oni poniosą odpowiedzialność za wzgardzenie nauką. W Erfurcie od maja r.
1520 do 1521 było jeszcze immatrykulowanych studentów 311, w następnym zaś roku
liczba ta spadła do 120, a w latach następnych do 72 i 34. Lipsk
posiadał od 1508 — 1520 r. przeciętnie 6485 immatrykulowanych studentów
rocznie, w następnych zaś 14 latach szerzenia się nauki Wittemberskiej już
tylko 1935 studentów. Uniwersytet w Rostocku, który jeszcze w r. 1512 miał 186
studentów, w r. 1525 miał ich tylko czterech, a w następnym roku — żadnego!
Podobnież przytrafiło się uniwersytetom południowo-niemieckim: Heidelberga
miała w 1525 r. więcej nauczycieli niż uczniów. W Bazylei r. 1526 zapisało się
na uniwersytet tylko pięciu studentów. Wiedeń, który miewał zwykle do 7000
studentów, później gdy reformacja coraz dalej rozszerzała swą „dobroczynną
działalność,” liczył studentów ledwie jakiś tuzin. Taki-to był ów okrzyczany
„kwitnący stan nauk w dobie reformacji.” Jeśli
zdarzy się komu zasłyszeć ze strony protestanckiej lub ze strony naszych
liberałów, że „nauka niemiecka” (ze względu na zasadę „swobodnego badania”)
„wszystko zawdzięcza Lutrowi,” to radzimy mu zwrócić uwagę na list uwielbianego
przez lutrów Erazma Rotterdamskiego 12), w którym to liście jest
następujący ustęp „naukowości” Lutra: „Czyż nie nazywa Luter całej filozofii
Arystotelesa diabelską? Czyż nie pisze on: że przeklęta jest wszelka uczoność
(disciplinam), zarówno
praktyczna, jak spekulatywna. I czyż Pharellus (Luter) tu i ówdzie publicznie z
ambon nie głosi, że wszelka wiedza ludzka (disciplinae) była
wynalazkiem diabelskim?” W innym znów miejscu 13) pisze tenże Erazm:
„Dlatego też tam, gdzie panuje luterstwo, wiedza znajduje się w upadku. Dwóch
tylko poszukuje się rzeczy: dochodów i kobiet (censum et uxorem)”: To
też nie Lutrowi-to ani luterstwu, lecz samym tylko książętom zawdzięczać należy
utrzymywanie wiedzy i szkól wyższych na obszarach protestanckich. Takie
same „dobrodziejstwa i owoce,” jak w dziedzinie moralności, wychowania i
nauki, wydała reformacja w zakresie politycznego i społecznego życia narodów
protestanckich 14). Döllinger w książce swej Kirche und Krichen (str.
93—155) źródłowo wykazuje przeciw wywodom Stahl’a zgubny wpływ
protestantyzmu na swobody obywatelskie w państwach Skandynawskich, w Niemczech,
w Niderlandach, w Szkocji i w Anglii. Protestancki zaś historyk Leo powiada: „Jedność
narodowa rozpadła się naprzód w Reformacji duchowo, a przez to w wojnie Trzydziestoletniej
zewnętrznie dokonał się moralny rozłam narodu niemieckiego.” Inny znów protestant
Böhmer nazywa Reformację otwarcie najgłębszym źródłem wszystkich nieszczęść
narodu niemieckiego. Ten sam Böhmer pisał w r. 1824: „Począwszy od Reformacji,
naród niemiecki stał się chorym wewnętrznie, a życiowe jego siły
podzieliły się odtąd na dwie walczące ze sobą części” 15). „Od
chwili rozdziału Kościoła, powiada on w jakimś liście z r. 1846, datują się
wszystkie nasze nieszczęścia. Jakaż-to rzecz pożałowania godna, że naród, w
sercu Europy żyjący, przez walkę z Kościołem odstąpił od pozytywnego swego
zadania, a w rozwoju sił swoich złamany, niszczącym kwasem namiętności
wewnątrz trawiony, przyszedł do tak chorobliwego stanu, że raz wpadał w
febryczną jakąś gorączkę, drugi raz gnił w gnuśności i ospalstwie.” (T. 2. str.
461). „Wszystko, co wre we wnętrzu naszego narodu i co niebawem ujawni się w
rewolucyjnych wybuchach, nasza niemoc polityczna, (Böhmer pisał te słowa w r.
1846) i nasze zabagnienie, ba nawet wszystkie prawie walki nasze w ostatnich
stuleciach, tak samo jak dzisiejsze, mają właściwie źródło w rozłamie
kościelnym, który nas rozsadza.” Sam
nawet z pewnością niepodejrzany pruski historyk Droysen w swej Geschichte
der preussischen Politik widzi się zmuszonym do godnego uwagi wyznania, że
„przez rewolucję kościelną jakby za jednym cięciem wszystko zostało rozwiązane
i w wątpliwość podane, naprzód w myśli ludzkiej, a następnie gwałtownym tempem
we wszystkich warunkach życia, we wszelakiej karności i porządku.” Z tej
„Rewolucji w najokropniejszej postaci” powstały „przerażający nieład i
zamieszanie.” „Pisma Reformatorów przepełnione są najboleśniejszymi
narzekaniami na wzrastającą złość, lichwę, niemoralność i wszelkiego rodzaju
grzechy.” Zamknijmy wreszcie ten smutny obraz dobrodziejstw „Reformacji,”
mającej jakoby uszczęśliwić narody, zwalniając je od Kościoła i od jego
nadużyć, bardzo wymownym wyznaniem jednego z południowo-niemieckich
protestantów 16), który w gorzkim zniechęceniu tak streszcza rzekome
„zdobycze Reformacji”: „Gdzież więc są owe zdobycze Reformacji? Wszędzie pogorszenie,
a nie polepszenie; zmarnowanie, a nie wzbogacenie; rozprzężenie, a nie
powiązanie; odrętwienie, a nie wzmocnienie.” Z
tego rodzaju wyznań uczonych protestanckich łatwo każdemu ocenić, czy
„Reformacja” osiągnęła cel, do jakiego powołaną się być głosi, i czy zarzuty,
stawiane przez nią Kościołowi katolickiemu, na nią samą raczej spaść nie
powinny. (Ob.' Geschichtsügen, §§
36, 37, 41. Paderborn. 1889.)
Przypisy: 1) Prw. Hergenröther,
Kirehengeschichte, II. 240 nst. _______________________________________ W. Szcześniak, hasło: REWOLUCYA - NIE REFROMACYA, w: Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. III. Warszawa 1899, s. 436-446. |