O rewolucji

 

Zbliża się godzina, kiedy będą tylko dwie potęgi, Kościół i rewolucja, i staną przeciwko sobie oko w oko; rewolucja wszechpotężna i Kościół rozbrojony; rewolucja zbrojna we wszystkie oręże i Kościół pod każdym względem ubezwłasnowolniony, skrępowany. Wówczas według słów Chrystusa, kto ma oczy, niechaj patrzy, "kto czyta, niech rozumie"; a kto jest zbyt małego wzrostu, niechaj wchodzi na dach, ażeby lepiej widzieć. Będzie to widowisko przejmujące grozą.

Ks. bp Louis Emile Bougaud, Kościół. Poznań 1925, s. 329-330.


Wielki wróg nowoczesnego społeczeństwa: rewolucja.

Rewolucja nie jest to nowoczesne społeczeństwo, to rak, który je toczy.
Rewolucja nie utworzyła nowoczesnego społeczeństwa, ale omal go nie zdławiła w kolebce jeszcze, i teraz stanowi jego żywioł rozkładowy.
Rewolucja nie zrodziła się z Ewangelii; zrodziła się mimo Ewangelii, z namiętności przez Ewangelię potępionych. Jest jej przeciwieństwem i pała do niej nienawiścią.
Ten, kto to rozumie, przejrzy jasno w straszliwych ciemnościach chwili obecnej i wytłumaczy sobie zachowanie się Kościoła. Kościół nowoczesnego społeczeństwa nie potępiał nigdy, ale rewolucję potępił wielokroć i zawsze będzie ją potępiał.
Pomiędzy Kościołem a społeczeństwem tegoczesnem, jest możliwość porozumienia się; pomiędzy Kościołem a rewolucją – żadnej. Albo Kościół zabije rewolucję, albo ona Kościół. Śmiertelny to pojedynek.
Czemże jest tedy rewolucja?
Przedewszystkiem rewolucja – to idea: gdyby nie to nie wstrząsałaby tak światem. Następnie, to idea przeciwna wyraźnej nauce Kościoła; to herezja jak arjanizm, jak pelagianizm, która jak wszystkie wielkie herezje będzie miała swój przebieg, zrobi może więcej szkód od innych, bo nastaje na same podstawy społeczne; ale która, jak i inne herezje, nie ostoi się przed wszechmogącymi gromami Kościoła.
W całkowitej ewolucji idei rewolucyjnej są trzy stadia, następujące po sobie. Liberalizm: doktryna wyznawana przez tych, którzy przez zdrowy rozsądek lub bojaźliwość zatrzymują się w pół drogi. Następnie radykalizm, zagrażający nam obecnie: doktryna tych, którzy przez namiętność albo logikę idą aż do końca. I nareszcie socjalizm, który ostrożnie utwierdza się w zajętej pozycji i oczekuje przyszłości.
A na przekór wszystkim zaprzeczeniom, ta trójca stanowi jedność. Z pierwszego wynika drugi, a z drugiego – trzeci. Wszystkie zaś razem są tem, co określiłem mianem raka nowoczesnego społeczeństwa i byłby tego społeczeństwa całkowitą zgubą, gdyby nie Kościół.

Naprzód rewolucja stawia jako zasadę, że człowiek rodzi się dobrym, a zatem powinien być wolnym. Otóż, to sprzeciwia się wierze. Człowiek nie rodzi się dobrym; rodzi się w stanie upadku, z winy pierwszego człowieka. Według nauki Kościoła każdy człowiek przychodzi na świat skłonny do złego, potrzebujący dla oparcia się mu łaski Boskiej, wychowania chrześcijańskiego, któreby zniweczyło w nim złe popędy i skłaniało go ku dobremu. Tak samo i każdy naród, chociażby w najbardziej kwitnącym stanie rozwoju, jest skłonnym do złego tak w całości swojej, jak i w każdej jednostce, i także potrzebuje praw ochronnych i hamulców. Ludzkość cała, na którą składają się te wszystkie jednostki i narody, jest chora. Zapewne, że jest mniej chora, aniżeli przed odkupieniem; że jest rekonwalescentką. Stopniowo nabiera sił coraz więcej. To też może stopniowo używać coraz większej swobody; i to stanowi postęp społeczny, zależny od coraz lepszego stanu zdrowia chorego. Ale ponieważ to zawsze jest stan rekonwalescencji, a nie zupełnego zdrowia, więc swobody tej musi chory używać zawsze przezornie, pod okiem i nadzorem lekarza.
I to jest drugi punkt, na którym teoria rewolucyjna sprzeciwia się nauce Kościoła i stanowi herezję. Ponieważ przyjęto za pewnik, że człowiek jest dobry, rewolucja domaga się dlań wolności; nie wolności rozsądnej, ograniczanej i powstrzymywanej przez prawa, odpowiedzialnej za swoje wybryki i nadużycia, ale wolności bezwzględnej, nieograniczonej, prawa strasznego i wyższego od wszystkich praw i konstytucji, mówienia i pisania o wszystkiem, o czem się chce, jako też stowarzyszenia się w celu propagowania swoich pojęć. Wolność to tak zgubna dla dusz, tak antyspołeczna, że wszyscy publicyści tegocześni, nawet najmniej chrześcijańscy, potępiają ją również surowo, jak i Kościół.
Po trzecie, według nauki katolickiej społeczeństwo pochodzi z woli Bożej, Bóg je stworzył; zatem wszystko, na czem się ono wspiera, władza, prawo, rodzina, własność, powinny być szanowane, jako nadane od samego Boga. Przeciwnie według nauki rewolucji wszystko to ma początek czysto ludzki, wszystko wynika z umowy społecznej, bez żadnego, choćby tylko pośredniego, wdania się Boga. Cóż za rolę ma mieć Bóg w podobnem społeczeństwie? Już co najmniej można powiedzieć, że rolę niepotrzebną, przywłaszczoną a zatem szkodliwą, i że ażeby przywrócić panowanie prawny, trzeba go zeń wygnać.
To też ostatnim artykułem rewolucyjnego credo jest to później tak zwana laicyzacja społeczeństwa, rzecz równie barbarzyńska, jak i nazwa. Precz z Bogiem zewsząd: z rządu, ze zgromadzeń narodowych, z praw, ze szkół, ze szpitali, zewsząd. Na tym ostatnim punkcie nauka rewolucyjna staje w tak końcowej sprzeczności z nauką Kościoła, że żadne porozumienie się, żadna zgoda nie może mieć miejsca pomiędzy Kościołem a rewolucją.

Ks. bp Louis Emile Bougaud, Kościół. Poznań 1925, s. 313-314, 320-321.