|
|
x.
dr Jules Didiot Głosowanie powszechne
I.
Pod tą nazwą rozumiemy współudział wszystkich obywateli państwa w
ustanowieniu władzy czy to prawodawczej, czy wykonawczej, czy sądowej,
albo też współudział w mniej lub więcej bezpośrednim wykonywaniu
jednej z władz rzeczonych lub wszystkich trzech razem. Zwykłą formą
rzeczonego współudziału bywa wotowanie czyli głosowanie. Aczkolwiek nazywa
się ono głosowaniem powszechnym, bywa jednak zawsze ograniczone nie
tylko już dobrowolnym lub niedobrowolnym wstrzymaniem się od głosu
pewnej ilości obywateli lecz nadto ich nieudolnością, pochodzącą czy
to z przyczyny ich płci lub wieku, czy też z przyczyny ich stanowiska
lub osobistej niegodności. II.
Ponieważ głosowanie powszechne weszło w nowożytne zwyczaje polityczne
wskutek osławionej zasady równości politycznej przeto uchodzi ono za
rzecz niemiłą a nawet całkowicie nienawistną dla Kościoła, z czego
znów nieprzyjaciele tegoż Kościoła po raz nie wiem już który
wnioskują o niezgodności nauki katolickiej z zasadami nowożytnego
prawa społecznego. Tego rodzaju przekonanie jest nieuzasadnione. Teologowie
katoliccy nigdy nie uczyli, iżby się nie zgadzało z rozumem i
sprawiedliwością, aby wszyscy obywatele kraju w pewnym wieku i w
pewnych przez prawo określonych warunkach posiadali pewne prawa, i sami
przez się lub przez swych przedstawicieli brali udział w mniej lub więcej
rozległem wykonywaniu władzy doczesnej. Jakkolwiek rzeczeni teologowie
zaznaczali pewne tego współudziału niedogodności, ważne zwłaszcza u
narodu licznego, o formie rządu republikańskiej lub demokratycznej,
to jednak teoretycznie zawsze uznawali prawowitość tego współudziału
w rządzie. Łaskawość tę swoją dla głosowania powszechnego posunęli
oni nawet tak daleko, że uznali jego ważność i skuteczność dla
pierwotnego utworzenia się państw, pierwotnego zaprowadzenia rządów, a
w pewnych okolicznościach dla prawidłowego przekazywania władzy;
prawda, że nie przyjmowali teorii albo raczej utopii Jakuba Rousseau o
kontrakcie społecznym, ale nie odrzucali wcale, nawet w najważniejszych
okolicznościach, zastosowania głosowania powszechnego. I z drugiej znów
strony, czyż sam Kościół nie miał go w użyciu od początku przy
wyborze pierwszych diakonów, to znaczy w rzeczach najzupełniej świętych?
Czyż go następnie w ciągu długich wieków nie uwzględniał przy ważniejszym
jeszcze wyborze biskupów, a nawet samego biskupa Rzymskiego czyli Papieża?
Czyż nie zatwierdził i nie uświęcił formalnie głosowania
powszechnego jako sposobu rządzenia w wielu zgromadzeniach i
stowarzyszeniach religijnych? Czyż orzeczenia soborów kościelnych w
przedmiocie karności i wiary nie nabierają znaczenia z większości głosów
biskupich? Wszystko, czego w
tym razie żąda Kościół, jest to, aby głosowanie powszechne, jeśli
ma być prawowitym narzędziem
politycznym, nie zastępowało przepisów wiecznej sprawiedliwości,
aby nie stawało w sprzeczności z wiarą objawioną, aby nie
naruszało prawa boskiego lub kościelnego, aby się nie czuło zdolne do
czynienia wszystkiego i do burzenia wszystkiego. Władza, jaką to głosowanie
udziela, z dalszych krain przybywa, aniżeli z urny wyborczej, i z wyższych
sfer płynie, aniżeli wola wyborców. III.
Przeciw postawionej wyżej zasadzie zarzucają zwykle: 1)
znane słowo pap. Piusa IX, zowiącego głosowanie powszechne kłamstwem
powszechnym; 2)
potępienie tegoż głosowania powszechnego przez sławny Syllabus
tegoż papieża; 3) powszechnie znaną niechęć Kościoła rzymskiego dla kierunku rządowego, opartego na zasadzie równości. IV.
Na pierwszy z powyższych
zarzutów odpowiadam, że Pius IX miał na myśli głosowanie powszechne
nie takie, jakieby być mogło i powinno, lecz takie, jakie się odbywało
przed jego oczyma ze wszystkimi namiętnościami, przeszkodami i ułatwieniami,
że nie powiem szachrajstwami i oszustwami ostatniego gatunku. Skądinąd
znów, o właściwej nauce Kościoła nie należy sądzić z jakiejś
mowy lub dorywczej odpowiedzi, wygłoszonej przez papieża na tym lub owym
posłuchaniu. Na
drugi zarzut odpowiadam, że zdanie zapisane i potępione w Syllabusie pod
n. 60 nie tylko nie mówi, że głosowanie powszechne jest rzeczą dobrą
i chwalebną, lecz że „władza jest tylko ogółem liczb i sił
materialnych,” - zdanie jawnie błędne i wyłącznie tylko przez
materialistów podtrzymywane. Władza, nawet gdy jest przekazana,
udzielona lub nadana przez głosowanie powszechne, jest oczywiście czymś
więcej, aniżeli to głosowanie; jest ona wynikiem władzy bożej. Władza,
nawet gdy jest ustanowiona przez fakt zewnętrznego i materialnego głosowania,
jest oczywiście czymś więcej, aniżeli ten fakt materialny: ani prawo
nie jest siłą, ani siła nie idzie przed prawem. Na
trzeci zarzut odpowiadam, że Kościół bynajmniej nie jest wrogiem mądrej
i roztropnej równości społecznej; że więcej niż ktokolwiek pracował
on nad umożliwieniem i uskutecznieniem tej równości w świecie; że
zatem nie ma Kościół żadnej niechęci przeciw zasadzie głosowania
powszechnego, lecz pragnie tylko widzieć je prawowitym w jego
pochodzeniu, prawidłowym w jego wykonaniu, sumiennym w rezultatach,
jakie osiągnąć pragnie. Nigdy też Kościół nie przyzna głosowaniu
powszechnemu mocy narzucania społeczeństwu praw niesprawiedliwych i
zwyczajów bezbożnych, ale nie przeszkadza mu swobodnie wydawać prawa w
zakresie wszystkich przedmiotów, w których nie są zahaczone sprawiedliwość
i religia. _______________________________________ J. Didiot, hasło: GŁOSOWANIE POWSZECHNE, w: Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. I. Warszawa 1894, s. 738-739. |